7.07.2016

Upiększający rokitnik w kremie do twarzy Alva

Nigdy nie miałam szczęście do kosmetyków niemieckiej marki Alva. Jednak postanowiłam dać jej ostatnią szansę. Tą szansę miał wywalczyć rokitnikowy przeciwzmarszczkowy krem do twarzy.

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Opis producenta 

Krem jest preparatem liftingującym. Przyspiesza regenerację komórek, spowalnia proces starzenia skóry, wygładza zmarszczki i linie mimiczne, łagodzi wszelkie podrażnienia i zaczerwienienia. Zapewnia skórze napięcie, sprężystość i jędrność. Przywraca jej optymalny poziom nawilżenia, uczucie komfortu oraz promienny i młodzieńczy blask. Chroni skórę przed negatywnym wpływem czynników środowiskowych. Posiada lekką konsystencję, która bardzo szybko się wchłania nie pozostawiając na powierzchni lepkiego i tłustego filmu. W swojej formule nie zawiera sztucznych substancji zapachowych, barwiących i konserwantów. Jest hipoalergiczny. Kremu nie testowano na zwierzętach. 

Kluczowymi składnikami preparatu są:
Olej jojoba    - działa nawilżająco, łagodząco oraz regeneruje naskórek. 
Masło Shea - posiada działanie nawilżające, odżywcze, stymuluje komórki skóry do odnowy. 
Olej z rokitnika zwyczajnego - posiada zdolność absorbcji promieniowania ultrafioletowego, działa antyoksydacyjnie. 
Wyciąg z prosa - odpowiada za ujędrnienie i napięcie skóry oraz opóźnia proces jej starzenia. 
Tanina - posiada właściwości tonizujące i regenerujące. 
Po zastosowaniu kremu skóra staje się elastyczna, wygładzona, a zmarszczki wyraźnie spłycone. 

Krem przeznaczony dla: kobiet powyżej 30 roku życia.

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Moja ocena 

Zapach kremu jest bardzo subtelny. Rokitnik jest ledwo wyczuwalny. Zapach szybko się ulatnia. Wolałabym intensywniejszą woń rokitnika, bo go lubię.

Biała konsystencja tylko z pozoru wydaje się gęsta. Po nałożeniu na skórę okazuje się, że jest lekkim puchem, ale zostawia tłustą warstwę. Taka konsystencja jest rzadko spotykana i nie przypadła mi do gustu. Nie spodziewałam się po puszystej mazi zostawiania tłustego filmu. Chwilę zajmuje wmasowanie kremu w skórę i gdy się spieszymy, może to przeszkadzać. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Jak na krem luksusowy, którego cena w sklepach internetowych sięga nawet 136 zł, to oczekiwałbym bardziej estetycznego opakowania i dopracowanego do perfekcji. Natomiast otrzymujemy krem w przeciętnym opakowaniu i bez informacji w jakim czasie należy zużyć krem po otwarciu. Takie zaniedbanie nie powinno się zdarzać w przypadku produkty z wysokiej półki.

Choć krem pozostawia moją skórę gładką i nawilżoną, to nie zauważyłam wyjątkowego działania, by uważać, że jest warty wydania sporej sumy pieniędzy. Krem nie wyróżnia się niczym od poprawnego kremu nawilżającego, a za cenę 136 zł znam o niebo lepsze kremy. Jest to po prostu poprawny krem nawilżający i to tylko na sezon letni, bo zimą absolutnie nie poradziłby sobie z pielęgnacją skóry.

Dzięki Sanddorn Lifting Creme przekonałam się, że z marką Alva mi nie po drodze. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Skład INCI: Aqua, Lecithin, Cethyl Alcohol, Lauryl Alcohol, Stearic Acid, Palmitic Acid, Behenyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Myristyl Alcohol, Simmondsia Chinensis Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Theobroma Cacao Butter, Helianthus Annuus Seed Oil, Tapioca Starch, Aloe Barbadensis , Glycerin, Cera Alba, Parfum (Natural), Theobroma Grandiflorum, Brassica Oleracea Italica Seed Oil, Hippophae Rhamnoides Oil, Tocopheryl Acetate, Potassium Sorbate, Lactic Acid, Xanthan Gum, Cymbopogon Martini Oil, Citrus Nobilis Oil, Panicum Miliaceum Extract, Tannic Acid, Sodium Phytate, Bisabolol, Sodium Hydroxide

4.07.2016

W Góry Opawskie z Pony Hütchen i Pure Skin Food

Pogoda za oknem i letni czas to idealna duet na wyprawy. A ja wybrałam podbój Gór Opawskich. W mojej podróży nie mogło zabraknąć kosmetyków naturalnych, a o nie zadbał klimatyczny sklepik bioana.

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Tym razem w moje łapki trafiły nowości ze Szwajcarii od Pony Hütchen oraz z Austrii od Pure Skin Food.

Szwajcarskie kosmetyki podbiły już moje serce za sprawą dezodorantów w kremie (czyt.: Miłość do grobowej deski) oraz mgiełki do ciała, o której niebawem wam napiszę. Nic dziwnego, że ogromnie jestem ciekawa, jak spisze się mus do ciała w limitowanej, zimowej odsłonie weihnachtszauber, który właśnie dzięki zimowemu zapachowi zaintrygował mnie na tyle, że zapragnęłam poczuć zimę latem. Na razie mogę wam jedynie zdradzić, że mus pachnie cudownie i naprawdę przenosi w magiczną atmosferę Bożego Narodzenia.

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Austriackie kosmetyki Pure Skin Food, podobnie jak szwajcarskie, wytwarzane są ręcznie z najlepszej jakości składników naturalnych oraz nie są testowane na zwierzętach. Przygodę z Pure Skin Food będę zaczynać z olejkiem do twarzy Beauty Oil do cery mieszanej i przetłuszczającej, w którym znalazłam bardzo lubianą przeze mnie Moringę olejodajną, oraz z tonikiem do twarzy Kwiat Pomarańczy.

Gorąco dziękuję sklepikowi bioana za możliwość delektowania się tak wyśmienitymi kosmetykami, a tymczasem was zapraszam na wycieczką ścieżkami Gór Opawskich.

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza


  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza


  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

  Autor zdjęcia: Naturalna dusza

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza



1.07.2016

Mandarynkowe otulenie od Marius Fabre, czyli krem Olivia

Francuska marka Marius Fabre ma w swojej ofercie ciekawe kosmetyki. Jednym z nich jest krem nawilżający do twarzy i ciała Olivia. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Opis producenta 

Krem nawilżający do twarzy i ciała Olivia Marius Fabre nawilża, odżywia i chroni skórę twarzy i ciała. Zawiera dodatki oliwy z oliwek, olejków eterycznych i masła karité.

Krem Olivia Marius Fabre wytwarzany jest z produktów pochodzących z organicznych upraw rolniczych: biologiczna oliwa z oliwek, biologiczne masło karité, wosk z oliwek, olejki eteryczne z lawendy (Lavandula angustifolia), biologiczna mandarynka (Citrus reticulata), skórka z bilogicznej cytryny - Bodziszek (Geranium L.). 

Nawilżający krem Olivia jest kosmetykiem ekologicznym i biologicznym, posiadającym certyfikat organiczności EcoCert.


Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Moja ocena 

Zapach kremu bardzo mi się podoba. Świeża mandarynka otulona jest wonią liści zmoczonych w deszczu. Ten wyjątkowy zapach jest intensywny i ku mojej radości długo utrzymuje się na skórze. 

Biała, bardzo gęsta konsystencja, taką jak lubię najbardziej, nie wchłania się szybko. Trzeba się chwilkę napracować, by ją wmasować w skórę.

Opakowanie jest szklane i ciężkie w transporcie. W tym wydaniu to zdecydowanie krem do użytku domowego. 

Krem jest bardzo wydajny. Ogromna pojemność 100 ml wydaje się nigdy nie skończyć. Należy go zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Krem przeznaczony jest dla twarzy i ciała. I faktycznie krem spisuje się świetnie na ciele i na twarzy. Krem dba o moją skórę tak jakbym tego sobie życzyła. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Nadaje się na każdą porę roku, a szczególnie mile widziany jest zimą.

Krem dopracowany jest idealnie. A jeśli miałabym się już czegoś czepiać, to wolałabym, by w składzie nie było talku (talc). Mam nadzieję, że Marius Fabre dopracuje skład. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Skład INCI: Aqua, Butyrospermum parkii butter*, Caprylilc/capric, Triglyceride, Olea Europea fruit oil*, Squalane, Cetearyl Alcohol, Olus oil, Cetearyl glucoside, Hydrogenated Olive oil Caprylyl Esters, Talc, Limonene, Citrus nobilis Peel oil, Hydrogenated vegetable oil, Sodium borate, Citrus, Medica Limonum oil*, Sodium benzoate, Tocopherol, Candelilla cera, Potassium sorbate, Lavandula angustifolia herb oil, Pelargonium graveolens oil, Linalool, Citronellol , Geraniol.
*Ingrédients issus de l’agriculture biologique

20.06.2016

Arganowa pomadka do ust od Argand'Or

Moje usta należą do tych bardziej wymagających. Nie zadowalają się produktami przeciętnymi. Choć mam swoje grono ustowych ulubieńców, to dałam szansę niemieckiej pomadce Argand'Or. Marka szansę wykorzystała i zaprezentowała mi świetny kosmetyk. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Pomadka ma subtelny zapach oleju arganowego. Lubię olej arganowy, więc zapach pomadki przypadł mi do gustu. Zapach jednak dla nikogo nie powinien być zaskoczeniem, bo w końcu mowa o pomadce arganowej. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Konsystencja pomadki jest dość masełkowa. Zimą nawet w duże mrozy nie zamarzała, co jest dużym plusem. Jednak obawiam się, że letnie upały mogą jej nie służyć i lepiej w ten czas nie nosić jej w podręcznej torebce, a zostawić w domu. Konsystencja mi bardzo odpowiada. Jest dokładnie, taka jaką lubię. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Pomadka znakomicie rozprowadza się na ustach. Jest bezbarwna. Wystarczy jedna warstwa, przez co staje się wydajna. Pomadka (4,5 g) towarzyszy mi przez 2 miesiące przy codziennym stosowaniu. Należy ją zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Standardowe opakowanie działa bez zarzutów. 

Moje usta pokochały pomadkę Argand'Or. Jej nawilżenie, odżywienie i pielęgnacja są na najwyższym poziomie. Bardzo dobrze chroniła moje usta podczas zimowych mrozów, gdy temperatura spadała poniżej -10 stopni. Cieszę się, że odkryłam tą pomadkę. Jest warta swojej ceny i z przyjemnością dołączam ją do grona ustowych ulubieńców

W Polsce pomadka do kupienia wyłącznie w sklepie Golden Oil w cenie 32 zł.


Skład INCI: ARGANIA SPINOSA OIL, RICINUS COMMUNIS OIL, SIMMONDSIA CHINESIS OIL, VANILIA PLANTIFOLIA EXTRACT, BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER, CERA ALBA, CERA CARNAUBA, CANDELILLA CERA, TOCOPHEROL (witamin E). 

12.06.2016

Miłość do grobowej deski, czyli dezodorant w kremie Pony Hütchen

Gdy z początkiem maja w moje ręce trafiły naturalne rarytasy ze Szwajcarii od Pony Hütchen (czyt.: Sobotni poranek), nie sądziłam, że aż tak zawrócą mi w głowie. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Choć na mojej półce zadomowiły się na stałe dezodoranty w kremie oraz mgiełka do ciała, to dziś będzie więcej o dezodorantach w kremie, a mgiełka doczeka się osobnej prezentacji innym razem. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Na pierwszy ogień wybrałam ręcznie robione dezodoranty w kremie w wersji erlkönigsupervixen i sweet peachPony Hütchen oferuje świetną opcję, bo można zakupić dezodoranty w dwóch pojemnościach, większej (50 ml) i mniejszej (25 ml). Jest to idealne rozwiązanie, bo można poznać więcej zapachów, jeśli jesteśmy niezdecydowani. Założycielka marki, Hendrike Grubert, pomyślała o wszystkim.

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Nie lubię się powtarzać, ale w tym wypadku zrobię wyjątek. Tak jak napisałam w maju o moim pierwszym wrażeniu zapachowym, to podtrzymuję swoje zdanie. Dezodoranty pachną obłędnie, a szczególnie supervixen i erlkönig

Supervixen zabiera mnie na tropikalną plażę, na której sączę zmrożony owocowy koktajl z palemką. Pachnie egzotycznie, apetycznie, letnio. Wąchając go o poranku, od razu rozbudzają mi się zmysły. A kontakt z erlkönig też zwala z nóg i jest dowodem, że las to moja wielka miłość. Po prostu zanurzam się w zapachu jodeł, sosen i żywicy. Uwielbiam te zapachy. 

Natomiast wersja sweet peach to spełnienie najskrytszych marzeń fanów brzoskwini. Ja ją lubię i tu znajduję jej perfekcyjne odzwierciedlenie. Bardzo dobra kompozycja. To po prostu brzoskwiniowy deser dla nosa. 

A cieszy to, że wszystkie zapachy długo utrzymują się na skórze i pachną zaskakująco mocno. To ogromny plus dezodorantów Pony Hütchen

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Dezodoranty radzą sobie w każdych warunkach, a leśną wersję umiłował sobie szczególnie Miłośnik Natury i mi ją podkrada. Sprawdziła się u niego rewelacyjnie i z przyjemnością sięgnie po kolejne wersje. Ja również bez wahania je wybiorę, bo nie ukrywam, że mnie bardzo ciekawią pozostałe kompozycje zapachowe. Wybór zapachów tak duży, że każdy znajdzie coś dla siebie. Pony Hütchen potrafi zadowolić nawet te najwybredniejsze noski.

Nie zawierają alkoholu w składzie, więc spokojnie można je stosować po depilacji. Nie podrażniają, nadają się dla każdego wrażliwca. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Dezodoranty nie brudzą ubrania, a wydajność jest bardzo dobra. Ze słoiczków znikają powolutku. Po ponad miesięcznym używaniu nie udało mi się zużyć do końca żadnej wersji. Mam wrażenie, że będą mi towarzyszyć jeszcze przez długie miesiące i to jest radosna wiadomość. Trudno się rozstawiać z tak udanymi produktami. Hendrike Grubert naprawdę wykonuje genialną pracę. Znalezienie tak dopracowanych dezodorantów na rynku kosmetyków naturalnych nie jest łatwe. Dla mnie Pony Hütchen to produkty zapięte na ostatni guzik. Nie mogę na nic ponarzekać. Te produkty są warte każdej złotówki. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Jeśli akurat szukacie dezodorantu w kremie, to lepiej nie mogłyście trafić. Pony Hütchen to jest, czego potrzebujecie. A w Polsce do kupieni wyłącznie w sklepie bioana. Ja jeszcze wiele razy zaproszę te szwajcarskie cudaki do mojego domu, a w moim kosmetycznym sercu zakwitła do nich miłość na całe życie. Nie wyobrażam sobie już życia bez Pony Hütchen. Dziękuję Hendrike Grubert za to, że dzieli się swoją pracą z innymi. Brawo Pony Hütchen

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Autor zdjęcia: Naturalna dusza