Ostatnio burze i deszcze rozgościły się na dobre w moim regionie i jeśli tylko w weekend widzę promienie słońca, to korzystam z pogody. Dziś sobotni poranek spędziłam w towarzystwie naturalnej marki Pony Hütchen.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Marka Pony Hütchen narodziła się w Szwajcarii w 2008 roku dzięki Hendrike Grubert, która prowadzi jednoosobową firmę i jest kobietą orkiestrą. Jest odpowiedzialna za wszystko, zaczynając od tworzenia swoich ręcznie robionych kosmetyków i projektowania etykietek po prowadzenie sklepu internetowego. Pony Hütchen to jej kosmetyczne dziecko pod każdym względem, a motto marki brzmi: Piękno sprawia, że piękniejesz. A w przypadku szwajcarskiej marki, piękno wywodzi się z natury. Hendrike Grubert wszystkie swoje kosmetyki testuje na sobie i koleżankach, a nie na zwierzętach. Używa tylko sprawdzonych, naturalnych składników. Kosmetyki Pony Hütchen są w pełni wegańskie.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Założycielka Pony Hütchen mieszka w pięknym, starym domu na granicy niemiecko-szwajcarskiej w malowniczym miasteczku Bad Zurzah, liczącym ponad 4000 mieszkańców. Jej drugą miłością, poza kosmetykami naturalnymi, jest pieczenie dla swojej rodziny, a w jej lodówce zawsze jest smakowita tarta. Rodzinna atmosfera wyraźnie jest odczuwalna, bo w końcu nazwa marki została zaczerpnięta z niemieckiego klasyka dla dzieci i młodzieży "Emil i detektywi" z 1928 roku autorstwa Ericha Kästnera. Pony Hütchen to zuchwała dziewczynka, która wraz ze swoją bandą pomaga Emilowi odzyskać skradzione mu rzeczy w pociągu przez "pana w meloniku". To nie jedyne nawiązanie do twórczości Ericha Kästnera w karierze marki, bo seria dla dzieci nazywa się "Anton und Pünktchen", a to kolejna powieść Ericha Kästnera z 1931 roku. Bardzo podoba mi się taka przemyślana koncepcja marki i konsekwentne działanie.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Szwajcarską markę poznaję dzięki uprzejmości właścicielki klimatycznego sklepiku internetowego bioana, który w kwietniu obchodził swoje pierwsze urodziny. Sklepik nie tylko kusi ofertą Pony Hütchen, ale również kosmetykami z Austrii od Pure Skin Food. Do nieśmiertelnika wzdycham szczególnym uczuciem, więc błyskawicznie w ofercie austriackiej marki wypatrzyłam tonik oparty na wodzie z nieśmiertelnika i róży damasceńskiej (opis). Nie mogłam też przejść obojętnie koło olejku Beauty Oil (opis), który w swoim składzie zawiera m.in.: olej z Moringi olejodajnej, a do tej rośliny, pochodzącej z Indii, mam słabość za sprawą wspaniałego kosmetyku amerykańskiej, naturalnej marki Zatik (czyt. Serum do twarzy Frank 'incense' Moringa).
Sklepik bioana prezentuje się jako wyjątkowe miejsce w gąszczu kosmetycznych sklepów i każda rasowa miłośniczka kosmetyków naturalnych powinna udać się na internetową wycieczkę do niego. Tylko ostrzegam, że trudno z niego wyjść, bo można buszować tam godzinami. Pony Hütchen i Pure Skin Food potrafią wciągnąć. Natomiast właścicielka bioana dba o każdy szczegół, by swoje klientki poczuły się dopieszczone na najwyższym poziomie i nawet dołącza ręcznie pisany liścik. Liścik ten sprawia, że można poczuć tęsknotę za dawnymi czasami i łezka się w oku może zakręcić, że w obecnym świecie pisanie tradycyjnych listów to już rzadkość. Wygląda na to, że właścicielka bioana oraz założycielka Pony Hütchen, to dwie bratnie dusze, które spotkały się w odpowiednim czasie i miejscu.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Ja z Pony Hütchen aktualnie mogę delektować się, aż trzema dezodorantami w kremie oraz mgiełką do ciała. Z dezodorantów w kremie najmocniej moją uwagę przykuły zapachy: Erlkönig (opis), Supervixen (opis) i Sweet Peach (opis), a z mgiełek do ciała wersja Blütenzauber (opis).
Dziś mogę jedynie zdradzić, że wszystkie wybrane zapachy to przyjemniaczki dla nosa, a Supervixen i Erlkönig skradły moje serce od pierwszego wejrzenia (a dokładnie wąchania). Pierwszy pachnie tropikalnie, apetycznie, letnio i przenosi mnie na plażę, na której sączę zmrożony owocowy koktajl z palemką. A drugi rozpala moją wielką miłość do lasu i trochę mam obawy, czy wąchając go o poranku w tygodniu pracującym będą mogła się skupić na szarych obowiązkach, bo mogę nie móc przestać myśleć o pachnących jodłach, sosnach i żywicy.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Jednak początki Pony Hütchen były dość różowe. I to dosłownie. Hendrike Grubert zaczynała od produkowania bardzo kolorowych mydeł i pralin, przypominających ciasteczka i babeczki. Oferowała także lakiery do paznokci i cienie do powiek. Dopiero później zrodził się pomysł na dezodoranty w kremie i pielęgnację ciała. Hendrike Grubert założyła swoją markę z myślą o tym, że chciałaby, by kosmetyki naturalne były kolorowe, pełne życia, a nie jedynie w stonowanych kolorach. Choć z biegiem czasu zmieniła plany, to jednak pojawia się koncepcja powrotu do początków i reaktywacji produkcji kosmetyków do makijażu. Jestem pewna, że to byłaby to trafiona decyzja, bo dzisiejsze kobiety coraz częściej sięgają po naturalne produkty do makijażu, a zapalone miłośniczki natury z pewnością chętnie dołączą do swojej naturalnej, makijażowej kolekcji smakowite kąski od Pony Hütchen.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Nie mogę się doczekać przygody z marką Pony Hütchen, o której na pewno w niedługiej przyszłości wam opowiem. A jednocześnie, poza rozkoszą pielęgnacyjną, moja ciekawość została tak połechtana, że koniecznie muszę się zagłębić w twórczość Ericha Kästnera. W końcu do końca życia nosi się w sobie cząstkę dziecka.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Jeśli macie ochotą na poznanie kosmetyków Pony Hütchen, to do 10 maja z kodem wega obowiązuje zniżka 10% na wszystkie szwajcarskie kosmetyki w sklepie bioana.
Ale wspaniałości!
OdpowiedzUsuńTeż się nimi zachwycam.
UsuńDezodorant w kremie to coś dla mnie ☺ trzeba bliżej poznać ich kosmetyki ☺
OdpowiedzUsuńJak tylko będę wiedziała coś więcej o tych dezodorantach, to dam ci znać :)
UsuńOk z góry dziękuje ☺
Usuń:) :)
UsuńKolejne nowe dla mnie marki. Super się prezentują. Zaraz muszę zerknąć.
OdpowiedzUsuńTak, sklepik bioana jest bardzo kuszący.
UsuńŚliczne opakowania:) I piękne zdjęcia:) Jestem ciekawa jak się sprawdzą te dezodoranty szczególnie latem:)
OdpowiedzUsuńOpakowanie są urocze. Też jestem ogromnie ciekawa, jak poradzą sobie w duży upał.
UsuńDziękuję za miłe słowa, co do zdjęć. Miło to usłyszeć.
O! Ja miałam den dezodorant jeszcze w starym opakowaniu. Nowe jest urocze:)
OdpowiedzUsuńNie tylko opakowanie jest świetne, ale zawartość też powala na kolana.
Usuń