Dzięki wielkiej uprzejmości kochanej Korah na wakacjach mogłam poznać nieznane mi produkty. Dziś podzielę z wami moimi pierwszymi wrażeniami. Tak w skrócie.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Francuska, naturalna marka Florame pożegnała się z Polską, a migdałowe mydło w płynie tylko potwierdza fakt, że moje łzy za tą marką są w pełni uzasadnione. To mydło w płynie jest warte swojej ceny (ok. 10 euro za 500 ml) i nawet ja, wielka miłośniczka mydeł w kostce, byłabym w stanie od czasu do czasu zdradzić kostkę dla Florame'owego mydła w płynie. Pachnie obłędnie migdałem.
Phytorelax, to włoska marka, i głównie poznałam ją dzięki wizytom w sklepie TK MAXX. Miała swoje wzloty i upadki. A krem do biustu zdecydowanie należy do jej wzlotów. Zapach, działanie i konsystencja na plus. Warty wydania ok. 75 zł za 150 ml.
Włoska marka Bjobj jest mi znana i mam nawet swojego ulubieńca (czyt.: Włoski dar). A też ciekawym produktem okazała się wzmacniająca odżywka do włosów delikatnych z oliwą. Włosy były mięciutkie, a sama odżywka ma gęstą konsystencję. Pomyślę o pełnowymiarowym opakowaniu (ok. 47 zł za 150 ml).
Włoska marka Flora Natura jeszcze nie gościła w mojej łazience. A szampon przeciwłupieżowy (ok. 40 zł za 150 ml) do włosów suchych to trudny zawodnik. Sprawił, że moje włosy, aż trzeszczały. Być może zadowoliłby osoby z łupieżem. Ja nie mam tego problemu, więc nie mogłam sprawdzić, czy faktycznie działa. Trzeba uważać, by szampon nie dostał się do oczu, bo mi przypadkiem wlała się piana i nieźle się musiałam natrudzić, by oczy przestały mnie piec. Na pewno rozejrzę się za innymi szamponami tej marki, bo mnie zaintrygowała.
Avalon Organics polubiłam dzięki mleczku z witaminą C do demakijażu twarzy (czyt.: Mleczko oczyszczające). Żel z witaminą C do mycia twarzy już nie zrobił na mnie, aż takiego wrażenia, by wydać na niego ok. 45 zł (250 ml). Na szczęście nie podrażnił mnie, bo byłam uprzedzona, że może dostarczyć wrażeń przy pierwszym razie w postaci buraka.
Chorwacka marka Nikel mnie ciekawiła od pewnego czasu, ale ceny odstraszały. Jednak szybko okazało się, że sklep empik ma markę w różnym przedziale cenowym. Mnie kusił krem przeciwzmarszczkowy intensive z nieśmiertelnikiem (intensive anti-wrinkle cream / intenzivna krema protiv bora). Cena 235 zł studziła mój zapał. Na szczęście Korah podesłała próbkę i tym samym ocaliła mój portfel. Krem zaskoczył mnie bezbarwną, żelową konsystencją. Spodziewałam się białego, gęstego kremu. Krem przypomina bardziej serum niż krem. Moja skóra go piła, lecz prosiła o więcej. To nie jest krem dla skóry suchej. Jest za słaby. Latem się nie sprawdził, więc nie wyobrażam, jak musi polec zimą. Być może sprawdza się jako specyfik pod innym krem. Ale czy po to kupujemy krem za 235 zł? Nie daje nawilżenie ani odżywienia. Nie tego oczekiwałam po tak drogim kremie. Na dodatek przeszkadzała mi intensywny, chemiczny zapach. Ten krem mnie rozczarował, ale marka nadal ma moje względy i kilka kosmetyków wciąż mam na oku.
Phytorelax, to włoska marka, i głównie poznałam ją dzięki wizytom w sklepie TK MAXX. Miała swoje wzloty i upadki. A krem do biustu zdecydowanie należy do jej wzlotów. Zapach, działanie i konsystencja na plus. Warty wydania ok. 75 zł za 150 ml.
Włoska marka Bjobj jest mi znana i mam nawet swojego ulubieńca (czyt.: Włoski dar). A też ciekawym produktem okazała się wzmacniająca odżywka do włosów delikatnych z oliwą. Włosy były mięciutkie, a sama odżywka ma gęstą konsystencję. Pomyślę o pełnowymiarowym opakowaniu (ok. 47 zł za 150 ml).
Włoska marka Flora Natura jeszcze nie gościła w mojej łazience. A szampon przeciwłupieżowy (ok. 40 zł za 150 ml) do włosów suchych to trudny zawodnik. Sprawił, że moje włosy, aż trzeszczały. Być może zadowoliłby osoby z łupieżem. Ja nie mam tego problemu, więc nie mogłam sprawdzić, czy faktycznie działa. Trzeba uważać, by szampon nie dostał się do oczu, bo mi przypadkiem wlała się piana i nieźle się musiałam natrudzić, by oczy przestały mnie piec. Na pewno rozejrzę się za innymi szamponami tej marki, bo mnie zaintrygowała.
Avalon Organics polubiłam dzięki mleczku z witaminą C do demakijażu twarzy (czyt.: Mleczko oczyszczające). Żel z witaminą C do mycia twarzy już nie zrobił na mnie, aż takiego wrażenia, by wydać na niego ok. 45 zł (250 ml). Na szczęście nie podrażnił mnie, bo byłam uprzedzona, że może dostarczyć wrażeń przy pierwszym razie w postaci buraka.
Chorwacka marka Nikel mnie ciekawiła od pewnego czasu, ale ceny odstraszały. Jednak szybko okazało się, że sklep empik ma markę w różnym przedziale cenowym. Mnie kusił krem przeciwzmarszczkowy intensive z nieśmiertelnikiem (intensive anti-wrinkle cream / intenzivna krema protiv bora). Cena 235 zł studziła mój zapał. Na szczęście Korah podesłała próbkę i tym samym ocaliła mój portfel. Krem zaskoczył mnie bezbarwną, żelową konsystencją. Spodziewałam się białego, gęstego kremu. Krem przypomina bardziej serum niż krem. Moja skóra go piła, lecz prosiła o więcej. To nie jest krem dla skóry suchej. Jest za słaby. Latem się nie sprawdził, więc nie wyobrażam, jak musi polec zimą. Być może sprawdza się jako specyfik pod innym krem. Ale czy po to kupujemy krem za 235 zł? Nie daje nawilżenie ani odżywienia. Nie tego oczekiwałam po tak drogim kremie. Na dodatek przeszkadzała mi intensywny, chemiczny zapach. Ten krem mnie rozczarował, ale marka nadal ma moje względy i kilka kosmetyków wciąż mam na oku.
Kremy Sylveco do twarzy nie spisały się u mnie, więc z rezerwą podchodziłam do innych kosmetyków z rąk Sylveco - Biolaven. Nie spieszyłam się z ich poznaniem. Krem na dzień mnie miło zaskoczył. Choć na zimę byłby za słaby dla mojej skóry, to wiosną czy latem mógłby być odpowiedni. Cena (25,83 zł) przemawia też na jego korzyść. Być może kiedyś u mnie zagości.
Tonik Imbir i Trawa cytrynowa Orientana pachnie mocno orzeźwiająco trawą cytrynową. Nie czuć imbiru, którego szczerze nie lubię. Cena toniku (26 zł za 100 ml) zachęca do zakupu. Należy do zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Miło było spotkać się z tym tonikiem, lecz czegoś w nim brakuje, bym na razie porzuciła swoje ulubione toniki i postawiła go na półce.
Drugim produktem Orientana, jaki do mnie trafił, to maska-krem pod oczy z rozmarynu. Dużą pojemność (20 g) i cena (40 zł) pewnie niejednego zachęciły do zakupu. Ja nałożyłam krem na noc i położyłam się spać. Nic nie zapowiadało niemiłej niespodzianki, bo pierwsze 30 minut były spokojne, lecz chwilę potem moje oczy nagle zaczęły mocno łzawić. Szybko pobiegłam zmyć krem. I na tym się skończyła mój flirt z tym kremem. Krem musiał szukać nowego domu.
Po nieprzyjemnej akcji z maską-kremem pod oczy Orientana do maski-kremu z alg filipińskich (42 zł za 100 g) podeszłam z lekkim strachem. I słusznie. Produkt nie jest przeznaczony do mojej suchej cery, a do tłustej. Ma konsystencję żelu o jasno niebieskim kolorze. Nie planowałam trzymać produkt jako krem, a tylko jako maskę na max. 10-15 minut. Plan się nie powiódł. Po nałożeniu czułam mrowienie i pieczenie. Musiałam zmyć maskę. Widocznie marka Orientana nie jest dla mnie, a choć tonik mi nie zrobił krzywdy, to nie spieszę się w przekopywaniu ich oferty i wyszukiwanie, tego co mi szkodzi, a tego co nie.
Drugim produktem Orientana, jaki do mnie trafił, to maska-krem pod oczy z rozmarynu. Dużą pojemność (20 g) i cena (40 zł) pewnie niejednego zachęciły do zakupu. Ja nałożyłam krem na noc i położyłam się spać. Nic nie zapowiadało niemiłej niespodzianki, bo pierwsze 30 minut były spokojne, lecz chwilę potem moje oczy nagle zaczęły mocno łzawić. Szybko pobiegłam zmyć krem. I na tym się skończyła mój flirt z tym kremem. Krem musiał szukać nowego domu.
Po nieprzyjemnej akcji z maską-kremem pod oczy Orientana do maski-kremu z alg filipińskich (42 zł za 100 g) podeszłam z lekkim strachem. I słusznie. Produkt nie jest przeznaczony do mojej suchej cery, a do tłustej. Ma konsystencję żelu o jasno niebieskim kolorze. Nie planowałam trzymać produkt jako krem, a tylko jako maskę na max. 10-15 minut. Plan się nie powiódł. Po nałożeniu czułam mrowienie i pieczenie. Musiałam zmyć maskę. Widocznie marka Orientana nie jest dla mnie, a choć tonik mi nie zrobił krzywdy, to nie spieszę się w przekopywaniu ich oferty i wyszukiwanie, tego co mi szkodzi, a tego co nie.
A niemiecką marką Alterra rozstałam się już jakiś czas temu. Kosmetyki Alterra nie tylko mi nie służyły, ale też zdarzały się takie gagatki, które mi szkodziły. Winogronowy koncentrat do twarzy to przysłowiowy gwóźdź do trumny. Alkohol wysoko w składzie (na 2 miejscu) czuję od razu, a moja skóra zapiera się przed tym koncentratem. Skóra była ściągnięta i lekko wysuszona. Po prostu nie po drodze mi z marką Alterra.
Angielska marka Herbfarmancy, choć ma ciekawą ofertę, to jeszcze nie przekonała mnie do siebie na tyle, żebym cokolwiek zakupiła. I tak samo jest w przypadku kremu peelingującego do twarzy Exfoliating Cleanser. Peeling nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, by wydać na niego 90 zł (50 ml). Znam znacznie lepsze peelingi do twarzy i to tańsze.
Odkąd w Polsce pojawiła się marka Saisona, ostrzyłam na nią pazurki. Jednak coś mnie powstrzymywało i wolałam poczekać na pierwsze opinie innych. Opinie były podzielone, jednym pasowała, a innym nie. Mój zapał mijał coraz bardziej, gdy czytałam, że te kosmetyki lubią podrażniać. W końcu odpuściłam markę, a tu właśnie wpadło mi w łapki mleczko do demakijażu. Mleczka lubię i mam swoich faworytów. Mleczko Saisona nie powaliło mnie na kolana. Bardzo rzadka konsystencja, brak zapachu i średnie działanie to nie to, co oczekiwałam od mleczka za 50 zł (200 ml). Jedynie skład ratuje to mleczko, bo gdyby nie to, mogłabym pomyśleć, że zmywam twarz zwykłym mleczkiem drogeryjnym za 8-10 zł. Miło, że poznałam to mleczko, bo tym samym zaoszczędziłam.
Polska marka Nacomi mnie męczy od pewnego czasu i robię do niej podchody niczym pies do jeża. Najmocniej intrygowały mnie balsamy do ciała czy musy, a dziś mogłam ocenić balsam naturalny z masłem shea. Moja wersja pachnie poziomką, jest miękka i ładnie się rozprowadza. Stosowałam ją jako balsam do ust, lecz tu na dzień się nie sprawdził, bo zostawia bardzo tłustą warstwę i wylewa się z ust. Za to na noc jest w sam raz. Na ciele też spisuje się znakomicie. Teraz wiem, że warto przyjrzeć się marce Nacomi bliżej.
Aloesowy żel Equilibra (150 ml za ok. 24 zł) zawierający, aż 98% aloesu spisał się znakomicie w walce z komarami. Ukąszenia od komarów mniej swędziały i jakby szybciej się goiły.
Aloesowy żel Equilibra (150 ml za ok. 24 zł) zawierający, aż 98% aloesu spisał się znakomicie w walce z komarami. Ukąszenia od komarów mniej swędziały i jakby szybciej się goiły.
Świetnie, że mogłam poznać te kosmetyki i zweryfikować swoje odczucia. Jeszcze raz dziękuję Korah za ten bardzo miły gest.
Fajnie poznać Twoje opinie o tych kosmetykach. Niektóre przyznam, że mnie zaskoczyły (np. mleczko Saisona i koncentrat Alterra), bo mam odmienne zdanie i nie myślałam, że aż tak źle z nimi będzie u Ciebie, ale z większością się zgadzam, np. ten krem pod oczy mi zrobił dokładnie to samo, koszmarek jednym słowem, w dodatku śmierdzący:-( Tak samo Herbfarmacy, wg. mnie bardzo kiepskie to myjadło, za to krem do biustu czy mydło w płynie boskie!
OdpowiedzUsuńSwego czasu miałam stacjonarnie dostępne kosmetyki Herbfarmacy i obadam wszystkie testery. Nie uznałam te kosmetyki warte tak wysokich cen.
UsuńOrientana posida bardzo fajne kosmetyki ;)
OdpowiedzUsuńMnie do siebie nie przekonała.
UsuńJa ogólnie też lubię Orientanę, ale nic na siłę ;)
UsuńAle ten krem pod oczy i dla mnie był nieudany... Tyle, ze u mnie po prostu nie robił NIC.
Jest tyle marek na rynku kosmetyków naturalnych, że szkoda mi tracić czas na marki, które są średnie naszym zdaniem.
UsuńTeż nie mogę się dogadać z markami takimi jak Sylveco, Alterra, Orientana... Za to Herbfarmacy ciągle testuję.
OdpowiedzUsuńJa im więcej testuję Herbfarmacy tym bardziej lubię!
UsuńZ Sylveco miałam już tak dużo kosmetyków, że już nie mam ochoty na dalsze testy, a jak dotąd tylko 1 kosmetyk (mleczko do demakijażu) faktycznie mi się spodobało.
UsuńJa się cieszę, że miałam stacjonarnie Herbfarmacy. Mogłam spokojnie obadać testery i przekonać się, co o tych kosmetykach myślę. A nie kryję, że dzięki temu zaoszczędziłam sporo pieniędzy.
Fajna zawartość.
OdpowiedzUsuńOj, tak. Miałam dużo radochy z testowania.
UsuńNajbardziej ciekawi mnie Orientana, Bjobj (chociaż trochę drogo) i Saisona. Markę Sylveco i Biolaven znam i lubię już od dłuższego czasu :)
OdpowiedzUsuńW takim razie nie pozostaje ci nic innego, jak poznać te marki. Jestem ciekawa, czy coś ci się spodoba.
UsuńHm, lubię Orientanę ale niestety ich toniki się u mnie nie sprawdziły. Kupiłam sobie zestaw próbek, w tym próbki serum i też się nie sprawdziły. Mam za to ochotę na te maski żele ale opakowanie jednak jest trochę za duże żeby ryzykować:D
OdpowiedzUsuńJa już do Orientana nie wrócę.
Usuń