Dzisiaj głos oddaję Miłośnikowi Natury. Miłośnik Natury jest nie tylko weganem, ale też freeganem. Jeśli jeszcze nie wiecie, co to freeganizm, to zapraszam do lektury.
6 maja minął dokładnie rok, od kiedy przestałem kupować jedzenie. Nie, nie jestem breatharianem. Organizm zasilam warzywami i owocami, ale zamiast stać w kolejce do sklepu udawałem się na tyły do szybkiego, samoobsługowego kontenera z darmową żywnością. To brzmi lepiej niż “jadłem ze śmietnika”.
Moja przygoda zaczęła się w maju 2019. Od dłuższego czasu interesowałem się ograniczaniem śladu węglowego i jak tylko znalazłem informacje o polskich freeganach, postanowiłem spróbować. Pierwszy raz poszedłem o 3 rano. Świecę latarką po kontenerze. Widzę fabrycznie zapakowane truskawki. Wyglądały nieźle. Zapaliło się światło. Przestraszyłem się, że zaraz ochroniarz przyjdzie. Chwyciłem truskawki i uciekłem. Serce mocniej biło, a już na spokojnie w domu zobaczyłem, że z całej paczki tylko jedna truskawka zepsuta. Były pyszne. W następnych dniach światło już było moim sprzymierzeńcem, bo nie musiałem używać latarki. Lampa zapala się automatycznie, jak wykryje ruch. I tak z zero waste przeszedłem na kolejny poziom - negative waste, bo ze śmietnika wyjmowałem więcej niż do niego wrzucałem.
Dzięki freeganizmowi poznałem sympatycznych i bardzo uprzejmych ludzi. Wspólnie dbaliśmy o utrzymanie dobrych relacji z pracownikami, czystości wokół kontenera i dzieliliśmy się tym, co w środku. Czasami żywności było tak dużo, że stali bywalcy nie dali rady jej przerobić. Nadmiar zostawiałem w jadłodzielni.
Najlepsze miejscówki to takie, w których bywasz często, wiesz kto i w jakich godzinach przychodzi, czy powinieneś zostawić coś innym, czy lepiej zabrać wszystko żeby się nie zmarnowało. Fajnie też jak są blisko domu - wtedy można zrobić sobie nocny spacer i nie dokładać się do problemu emisji gazów cieplarnianych. Prawdopodobnie w Twojej okolicy też nie brakuje obfitujących kontenerów, trzeba je tylko odnaleźć. Obudź w sobie duszę odkrywcy!
Dla początkujących freegan warto zaznaczyć, że ratowanie żywności to wielka odpowiedzialność. Czasami trafiają się osoby, które robią bałagan i zwracają na siebie uwagę, czego efektem jest zamykanie śmietników na kłódkę. Nikt już wtedy nic nie uratuje. Kluczowe jest budowanie długotrwałych i przyjaznych relacji. Dlatego najlepiej wybrać się po zamknięciu sklepu. Jeśli spotkamy pracowników, to bądźmy dla nich uprzejmi. Są często monitorowani i nie mogą zostawić jedzenia obok kontenera, tylko mają polecenie wrzucić do środka. Staramy się nie zwracać na siebie uwagi. Zostawiamy po sobie porządek, a najlepiej sprzątamy po innych. W przypadku kontroli policji legitymujemy się dowodem i tłumaczymy, że ratujemy jedzenie przed zmarnowaniem się. Nie włamujemy się do zamkniętych śmietników. Ubieramy się gorzej, żeby nie było szkoda zniszczyć ubrań. Warto zabrać rękawiczki i / lub ściereczkę, żeby wytrzeć ręce z mokrych śmieci. Uważamy na pęknięte butelki, aby nie rozciąć sobie rąk. Warto co jakiś czas jednego dnia odwiedzić to samo miejsce wieczorem i rano, żeby zobaczyć, czy wszystko się rozchodzi, czy coś zostaje.
Początkowo moje miejscówki były mało odwiedzane i jak czegoś nie wziąłem, to lądowało w śmieciarce. Dziś, dzięki grupom takim jak ta, ratowanie żywności stało się popularne i wiem, że nawet jak nie pójdę, to inni zadbają o dobre wykorzystanie zasobów. Myślę, że to dobry moment, żebym wrócił do poprzedniej diety i wagi. Przytyłem, bo jadłem więcej na wypadek, gdybym następnego dnia nic nie znalazł. Tylko zazwyczaj znajdowałem.
To było piękne doświadczenie. Nadawanie drugiego życia śmieciom jest swego rodzaju pracą, ale bardzo przyjemną i dającą spełnienie. Grzebanie w śmietniku otwiera w mózgu nowe połączenia i wierzę, że każdy, kto spróbuje ratowania żywności, stanie się lepszym człowiekiem.
Autor zdjęcia: Miłośnik Natury |
U mnie by się nie udało, bo nasz sklep spożywczy na wsi nie ma odpadów. Nadpsute warzywa i owoce mają sobie zabrać pracownice sklepu i jeszcze za to zapłacić, że nie udało się im sprzedać.
OdpowiedzUsuńA to szkoda.
Usuń