Alchemia Lasu zawitała do mnie w lutym (czyt.: Skryć się w głuszy Beskidów i Toskanii). Zdążyłam wam już opowiedzieć o eliksirze do twarzy (czyt.: Słońce Indii), a dziś przyszedł czas na balsam do ust. W ofercie marki znajduje się 5 rodzajów balsamów do ust. Poza moją wersją można jeszcze wybrać balsam z różą geranium, malinami i marchewką; melisą, niaouli i bergamotką; drzewem różanym i mandarynką; marcepanem, wanilią i śliwką. Ja postawiłam na rozmaryn, grejpfruta i cytrynę.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza |
Opis producenta
Natłuszcza i głęboko nawilża. Tworzy ochronną warstwę na spierzchniętych ustach. Chroni skórę przed wiatrem, mrozem i wysuszeniem. Przyspiesza gojenie się ranek, odżywia, regeneruje skórę, zmiękcza usta i nadaje delikatny połysk, pachnie niesamowicie świeżo i cytrusowo. Jego aromat dodaje energii.
Data ważności - 12 miesięcy. Po otwarciu zużyć w ciągu 6 miesięcy. Trzymać z daleko od źródła ciepła i słońca.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza |
Moja ocena
Zacznę niecodziennie, bo od pojemności. Kiedy czytałam recenzję na blogu tego balsamu w 2015 roku, balsam miał jeszcze pojemność 15 ml. Dziś pojemność się zmniejszyła i wynosi 10 ml. Niestety nie da się odszukać informacji, ile wtedy balsam kosztował, ale dziś trzeba zapłacić 18 zł. Ja nie miałabym nic przeciwko, gdyby balsam nadal miał pierwotną pojemność.
Zapach jest subtelny. Na pierwszy plan wysuwa się rozmaryn, cytryna i grejpfrut nieśmiało tlą się gdzieś w tyle. Lubię rozmaryn, więc podoba mi się zapach.
Balsam jest twardy i dopiero w kontakcie ze skórą ust staje się masełkowaty. Konsystencja bardzo udana, choć początkowo musiałam się przyzwyczaić do drapania pazurem po balsamie.
Dzięki tej twardości balsam jest bardzo wydajny. Mam wrażenie, że nigdy się nie skończy.
Balsam został rzucany od razu na głęboką wodę, bo jeszcze trafił do mnie mroźną, lutową porą. Spisał się znakomicie. A już silny wiatr i deszczowa, wiosenna aura to dla niego żaden problem. Balsam znakomicie nawilża i odżywia moje usta. Dzięki niemu wyglądają zdrowo i jędrnie.
Alchemia Lasu zrobiła świetną robotę i z przyjemnością ponownie sięgnę po ich balsam do ust. A już w najbliższym czasie na pewno chętnie zaproszę do swojego domu wersję marcepana, wanilię i śliwkę. Balsam do ust z Beskidów dołącza do mojej grupy ustowych ulubieńców.
Zapach jest subtelny. Na pierwszy plan wysuwa się rozmaryn, cytryna i grejpfrut nieśmiało tlą się gdzieś w tyle. Lubię rozmaryn, więc podoba mi się zapach.
Balsam jest twardy i dopiero w kontakcie ze skórą ust staje się masełkowaty. Konsystencja bardzo udana, choć początkowo musiałam się przyzwyczaić do drapania pazurem po balsamie.
Dzięki tej twardości balsam jest bardzo wydajny. Mam wrażenie, że nigdy się nie skończy.
Balsam został rzucany od razu na głęboką wodę, bo jeszcze trafił do mnie mroźną, lutową porą. Spisał się znakomicie. A już silny wiatr i deszczowa, wiosenna aura to dla niego żaden problem. Balsam znakomicie nawilża i odżywia moje usta. Dzięki niemu wyglądają zdrowo i jędrnie.
Alchemia Lasu zrobiła świetną robotę i z przyjemnością ponownie sięgnę po ich balsam do ust. A już w najbliższym czasie na pewno chętnie zaproszę do swojego domu wersję marcepana, wanilię i śliwkę. Balsam do ust z Beskidów dołącza do mojej grupy ustowych ulubieńców.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza |
Wszystkie produkty Alchemia Lasu można zamawiać poprzez ich Facebook, a ich ofertę można przeglądnąć tutaj.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza |
Skład: masło kakaowe, olej kokosowy, masło shea, olej z awokado, olej z migdałów, olej z pestek winogron, wosk pszczeli, olejki eteryczne z rozmarynu, grejpfruta i cytryny, witamina E.