7.02.2015

Na lawendowej łące z Organic Surge

Wiem, wiem....pisałam, iż rozstaję się na dobre z marką Organic Surge (czyt. Nowości), ale skuszona niską ceną masła do ciała wypatrzonego w TK MAXX, postanowiłam dać tą drugą ostatnią szansę. 

Czy któraś z was machnęłaby ręką na masło w cenie 13 zł, które w cenie regularnej kosztuje 80 zł? Pewnie mało która. A takie cuda tylko w TK MAXX.

I tym sposobem Super Rich Body Butter stanęło na mojej półce. 

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Opis producenta

Organiczne, luksusowe, bogate w dobroczynne dla skóry składniki masło do ciała, które po prostu wtapia się w skórę. Ta wyjątkowa, luksusowa formuła zawiera organiczne masła shea i kakaowe, wosk pszczeli oraz organiczny aloes i glicerynę do dania skórze zestawu najcenniejszych składników odżywczych, nawilżających, łagodzących, odmładzających i regenerujących.

Czyste wyciągi roślinne i olejki eteryczne z lawendy, geranium, bławatka, czarnej borówki, czarnego bzu, róży i fiołka oraz witaminy C i E dopełniają kompozycji kosmetyku doskonałego, który już po pierwszej aplikacji widocznie poprawia jędrność, nawilżenie i ogólny stan skóry.

Masło ma idealną do aplikacji konsystencję, a niezwykła kompozycja zapachowa długo pozostaje na pięknej, zadbanej, gładkiej skórze, znosząc stres i napięcie oraz relaksując i wprowadzając w zmysłowy nastrój. Testowane pod kątem potrzeb skóry wrażliwej. 

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Moja ocena

Po stracie ukochanego masła (czyt. Mango na zimę) próbowałam załatać dziurę, więc ze względu na zaskakująco niską cenę masła Organic Surge, stałam się jego posiadaczką. Czy szczęśliwą? 

Pierwszy dzień były ciężki. I to tak ciężki, że miałam ochotę je wsadzić w paczkę i wysłać w świąt. Powstrzymałam się jednak przed rozpoczęciem procesu adopcyjnego i zagryzłam zęby w postanowieniu, że się z nim przemęczę. Tani był, to nie mogłam za dużo ani od niego wymagać, ani na niego narzekać więcej niż raz dziennie. W moich oczach ratowała go cena. Gdyby było inaczej, to dostałby kopa we fioletowe pudełeczku i bilet w jedną stronę, a dokąd, to obojętne, byleby zniknął mi z oczu. 

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Drugi dzień też nie należał do łatwych. Nadal nie mogłam uwierzyć, że lawendowe masło wcale nie pachnie lawendą. A czym pachnie? Niczym, jest bezzapachowe i taka nazwa powinna widnieć na opakowaniu. O spacerze po lawendowej łące można sobie tylko pomarzyć. Z Organic Surge sobie tam nie pospacerujemy. 

Oczami wyobraźni widzę, że wszystkie klientki, które zamówiły to masło w ciemno z miłości do lawendy, niecierpliwie wyczekiwały listonosza a ręce im się trzęsły otwierając paczuszkę z wymarzonym masełkiem, a gdy już podniosły pokrywkę zaniemówiły, bo nie przywitał ich lawendowy zapach. 

Z lawendy został tylko fioletowy kolor na opakowaniu. 


 Autor zdjęcia: Naturalna dusza


Trzeci dzień uczył mnie akceptacji konsystencji masła. W tym przypadku przynajmniej nie było niedomówień. Masło jest masłem i więcej nic nie muszę dodawać. Choć oczekiwałam większej tłustości, to cóż, to taka wersja masła odtłuszczonego, przez które przynajmniej nie przytyjemy. Nazwa rich (bogate), to widocznie taki chwyt psychologiczny, mający przyciągać klientki, bo kto garnie się do ubogiego? 

Musiałam przełknąć to konsystencję i zrozumieć, że producent podąża za trendami, a bycie fit jest w modzie, więc nawet masła do ciała występują w wersji light. 


 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Czwarty dzień był prawdziwym wyzwaniem. Próbowałam rozgryźć, gdzie ulotniło się to magiczne nawilżanie i odżywienie, które obiecywał producent. Czy to kolejny chwyt marketingowy? Czy może zginęło podczas otłuszczania masła z rich na light? 

I tak mijał dzień za dniem z (nie)bogatym masłem Organic Surge.

Na próżno smarowałam ciało w oczekiwaniu na porażający efekt, lecz wciąż pamiętałam cenę masła, więc nie kaprysiłam zbyt dużo (tylko troszkę pod nosem). 

Pocieszałam się tym, że plusem jest to, iż masło nie zrobiło mi żadnej krzywdy. Przecież mogło być gorzej? Zawsze może być gorzej. 

I tak maziałam się masłem każdego wieczoru. Gdy zaczęło pojawiać się dno pudełeczka, coś mnie tknęło. Nagle przestałam się bezwiednie smarować i przyglądnęłam się uważnie ciału. 

Komplementy jakie sobie mówiłam nie będę przytaczać (nie chcę wyjść na chwalipiętę), ale ...ciało stało się gładziutkie, jedwabne i sprężyste. Nie było żadnej suchej skórki. Podobało mi się, to co zobaczyłam. 

Być może po zużyciu kilku pudełeczek zobaczy się to, o czym pisał producent. 

Pojemność 150 ml mnie satysfakcjonuje. Masło jest wydajne. 

 Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Podsumowując moje doświadczenia z masełkiem, mogę powiedzieć otwarcie, że nie wrócę do niego za cenę regularną. Nie ma mowy. Jednak jeśli spotkam je w niskiej cenie, to jak najbardziej się nim znowu zaopiekuję. 

Cena regularna jest zawyżona. Masło nie jest warte wydania 80 zł. W tej cenie mam inne, świetne kosmetyki do pielęgnacji ciała. Na szczęście miałam okazję delektować się nim za 13 zł i w tej sytuacji mogę powiedzieć, że to udany zakup. 

Autor zdjęcia: Naturalna dusza

Skład INCI: Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Aqua, Theobroma cacao (cocoa) butter*, Butyrospermum Parkii (shea) butter*, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin (Veg)*, Cetearyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Dicapryl Carbonate, Cetyl Ricinoleate, Glyceryl Stearate, Xanthan Gum, Cera Alba (beeswax), Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil*, Pelargonium Graveolens (Geranium) Leaf Oil*, Centaurea Cyanus (Cornflower) Flower Extract*, Vaccinium Myrtillus Bilberry) Fruit Extract*, Sambucus Nigra (Elderflower) Flower Extract*, Rosa Canina (Rose) Fruit Extract*, Viola Odorata (Violet) Leaf Extract*, Ascorbic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Benzyl alcohol, Dehydroacetic acid, Citric Acid, Linalool, Geraniol, Limonene, Citronellol, Citral. 
* Składniki z upraw organicznych. Składniki naturalnie występujące w olejkach eterycznych.

10 komentarzy:

  1. zapamiętam, by kupować tylko w tak genialnej cenie, nie inaczej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TK MAXX potrafi cenowo rozpieszczać, oj potrafi :)

      Usuń
  2. A ja chyba polubię organic surge :)
    I krem do rąk i balsam milion bardzo mi pasują! Dziękuję Ci za nie *:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać jest to marka stworzona dla ciebie.
      I fajnie, że się polubiłaś z Organic Surge.

      Usuń
    2. Może nie aż stworzona dla mnie ;), ale ogólne odczucia mam bardzo pozytywne :)

      Usuń
    3. Najważniejsze, że kosmetyki się nie zmarnują :)

      Usuń
  3. A ja lubię tę markę. Dwa produkty kradły moje serce: Blissful Daily Moisturiser oraz Tropical Bergamot Hand & Nail Cream. Pierwszy jest moim niezastąpionym kompanem o pranku - żaden krem nie stanowi tak dobrej bazy pod makijaż dla mojej tłustej cery, a do tego nawilża i nie zapycha porów. Drugi naprawdę poprawia stan mojej skóry dłoni. A do tego pachnie tak cudnie, że nie wyobrażam obie zaśnięcia bez tego zapachu.
    Nie sprawdzily sie u mnie natomiast produkty myjące. Zarówno mydło w płynie jak i żele pod prysznic starsznie wysuszały skórę.
    Jak widać trzeba próbować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo fajne w tym świecie kosmetyków, że jednemu coś pasuje, a drugiemu nie. Ta różnorodność gustów sprawia, że jest barwnie i nie narzekamy na nudę.

      Usuń