W sierpniu pisałam o moim odkryciu szamponu Lovea z olejkiem monoi (czyt. Gardenia tahitańska we włosach).
Szampon okazał się moim hitem i zimową porą zatęskniłam za nim. Postanowiłam odświeżyć sobie pamięć i przekonać się, czy nadal tak się nim zachwycam. W końcu kobieta zmienną jest.
Autor zdjęcia: Naturalna dusza
Zmian na gorsze nie zanotowałam, a wręcz przeciwnie. Zakochałam się w szamponie jeszcze mocniej. A zapach bukietu gardenii tahitańskiej zimową porą, to balsam dla zmysłów.
Miałam jakiś inny szampon tej firmy i niestety się do niej zraziłam... Powącham tę wersję zapachową przy kolejnej okazji :)
OdpowiedzUsuńPowąchaj koniecznie.
UsuńMam inny ich szampon - do włosów farbowanych (choć nie mam farbowanych), i już nie ma takich fajerwerków jak w przypadku tego.
Choć jestem ciekawa ich pozostałych szamponów (prócz szamponu z glinką).
Ale najbardziej mam ochotę na krem do twarzy Lovea z spf50. Też jest z gardenią.
Mi kupiłaś ten z glinką i był fantastyczny! Myślę, że one wszystkie są bardzo dobre, tylko trzeba je do włosów dopasować :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, nie ma co eksperymentować.
UsuńChoć na szczęście Lovea nie ma zbyt dużo szamponów ;)