Choć ten post powinien zostać upubliczniony zaraz po zdarzeniu, to wolałam się wstrzymać, bo byłam ciekawa, czy jeszcze nie otrzymam jakieś kolejnej "miłej" wiadomości.
Gdy tylko pochwaliłam firmę Love Me Green (czyt. Kosmetyki Love Me Green doczekały się EcoCert), w swojej skrzynce pocztowej znalazłam zwrotną odpowiedź na moją wiadomość wystaną dawno temu, o której całkiem zapomniałam. Pech dla firmy, a dla mnie przeznaczenie (bo zaoszczędziłam) chciało, żebym ją akurat tuż przed złożeniem kolejnego zamówienie dostała.
Po przeczytaniu oto tych notek: Love Me Green - małe podsumowanie, O kosmetykach naturalnych oraz Sprawy Love Me Green ciąg dalszy, sama wysłałam zapytanie do Love Me Green, czy są w końcu francuską firmą czy polską. Na moje stwierdzenie, że są polską firmą (co jest prawdą, bo Evolve w Piasecznie pod Warszawą, to polska firma) otrzymałam taką wiadomość:
Szanowna Pani,
Czy w przypadku firmy Orientana który rozprowadza w Polsce kosmetyki
wytwarzane w Indiach (a firmy jest zarejestrowana w Polsce) też jest pani
zdania, że są to kosmetyki polskie?
Zasadą według której określa się kraj produkcji dla każdego towaru jest
kryterium najwyższego udziału wartości dodanej, oznaczające, że wartość
dodana w danym kraju przewyższa wartość udziałów z innych krajów- w
przypadku kosmetyków Love me Green jest to Francja.
Z pani korespondencji wynika, że my pisząc, iż nasz kosmetyki są
produkowane we Francji wprowadzamy w błąd naszych klientów, co jest
poważnym zarzutem.
Dlatego, prosimy uprzejmie o nie rozpowszechnianie oszczerczych informacji
na temat naszych produktów czy naszej firmy.
Z poważaniem
Zespół Love me Green
I w ten sposób ten "uprzejmy" zespół Love Me Green stracił bezpowrotnie klientkę. Taki szacunek (a raczej brak szacunku) mają niektóre sklepy internetowy do swoich klientów. Ich hasłem mogłoby być "Wydaj kasę i nie zawracaj głowy".
Niektórzy po prostu nie dorośli do prowadzenie poważnych interesów, a tym bardziej do kontaktu z klientami, którzy mają prawo pytać i mają prawo mieć swoje zdanie!
Love Me Green po raz kolejny potwierdzają, że Polacy maja wielkie kompleksy. A powinni brać przykład z marki Pure Provence, która na swoich mydłach jasno pisze "Made in France. Packed in USA". Nie wstydzą się, że pakują rzeczy w USA. Jednak też nie ukrywają swojej siedziby we Francji i łatwo można zlokalizować, gdzie produkują mydła. Tak samo jest w przypadku wielu firm, które nawet zapraszają do odwiedzin laboratorium, nie bojąc się konkurencji.
Love Me Green, to nie wstyd, że wasze kosmetyki są "Made in France. Packed in Poland".
Miło z ich strony...
OdpowiedzUsuńCo jest z tymi sklepami??
Mnie nawyzywało maurelli, Ciebie love me green... niedługo strach będzie maila wysłać.
Chyba trzeba zrobić zakupy, zapłacić i przeprosić za problemy jakie robimy z wysyłką.
Nie, nie, nawet nie wolno przepraszać za problemy z wysyłką, bo to też zawracanie głowy.
UsuńNajlepiej zapłacić i spadać - to byłoby spełnienie ich marzeń.
Widzę, że w Love Me Green nic na lepsze się nie zmieniło i pewnie już się nie zmieni :) Też omijam ten sklep i niczego tam jeszcze nie kupiłam i nie kupię.
OdpowiedzUsuńNie wierzę w cuda ;)
UsuńOmijać go będę szerokim łukiem, tak samo jak sklep Maurelii.
Świetne podsumowanie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń